piątek, 30 września 2016

Rozgrzebywanie przeszłości - wyciągnijmy wnioski. "Everything's gonna be alright" :)

Koniec liceum, a raczej spora jego część, bo dwie ostatnie klasy, były dla mnie bardzo trudne. Nawarstwianie się problemów szybko spowodowało, że zwykły stres przedmaturalny przerodził się w załamanie i depresję. Zniszczenie marzeń o medycynie było jedynie taką wisienką na torcie, w negatywnym znaczenia, rzecz jasna ;) Nie było sensu stawiać oporu takiemu stanowi rzeczy, po prostu w takiej sytuacji nie da się po prostu "wziąć się w garść". Dobrnęłam do końca 2 klasy (którą zdałam jedynie dzięki pomocy moich kolegów i ich pracom domowym;))  W wakacje pozwoliłam sobie więc na <bycie> i czekanie, wyjechałam nad morze, dużo spacerowałam i "zostawiłam siebie w spokoju". Z czasem odzyskałam względną równowagę i w trzeciej klasie liceum byłam już w stanie się uczyć. Z matury osiągnęłam całkiem ładny wynik, ale, jak już doskonale wiecie, nie z przedmiotów, które pozwoliłyby mi aplikować na medycynę.
Do czego zmierzam? Otóż 2 ostatnie lata sprawiły, że stałam się mentalnie taką rozlazłą kluską - zero dyscypliny, pozwolenie na użalanie się nad sobą i dołki psychiczne występujące bez oporu i ostrzeżenia. Nie mam do siebie żalu o ten czas - po prostu nie wszystko zależy ode mnie, a psychika jest bardzo kruchą rzeczą. Uważam, że zrobiłam co w mojej mocy, czego dowodem jest bardzo dobrze zdana matura i podjęcie stażu w wakacje. Jednocześnie myślę, że już najwyższy czas właśnie "wziąć się w garść". Bo już jestem dość silna. Bo moja przeszłość nie determinuje mojej przyszłości. Bo to moje życie i chcę, żeby miało jakiś sens. Bo chcę być po prostu szczęśliwa. Dziś zrezygnowałam z drugiego kierunku studiów - dziennikarstwa. Program Matematyki zakłada bardzo mało godzin, więc dziennikarstwo nie byłoby problemem, ale pokrywa mi się zbyt dużo zajęć. Natomiast plan studiów z fizjoterapii nie pokrywa mi się niemal w ogóle z matematyką, więc zastanawiałam się... Bo to trochę medyczne jest :P i motywacja byłaby większa. Zdecydowałam się zostać jedynie przy mat, bo mam Cel i konsekwentnie chcę do tego celu dążyć. Tym celem jest oczywiście medycyna. (Btw na fizjo musiałabym siedzieć na uczelni 8-18.) Trzy dziedziny w których chciałabym się rozwijać to właśnie medycyna, taniec i pisanie. Dwie ostatnie oczywiście amatorsko ;) Po prostu czuję, że mnie to kręci od dłuższego czasu. Tak więc uczelnia, matura, wieczorami zajęcia taneczne i blog. Postanowienie odnośnie samorozwoju : być bardziej zdecydowaną, poukładaną i pewną siebie. Wszystko pod kontrolą. I plecy proste :D

To już w poniedziałek, za 3 dni będę studentką!! :D :D
Tak na koniec:
Jakiś czas temu czytałam którąś z książek Musierowiczowej (dla mnie to już klasyka ;))) i bardzo spodobała mi się pewna myśl, że cierpienie jest po prostu ceną doświadczenia. I tyle. Jesteśmy trochę mądrzejsi. Bez zbędnego komentarza.

2 komentarze:

  1. Ciągnięcie 2 kierunków studiów na raz, jest sporym wyzwaniem i do tego jeszcze nauka do matury - to już hardcor XD. Też tak mam, że interesuje się wieloma różnymi rzeczami i też myślałam nad tym, aby jako drugi kierunek studiów wziąć filozofię. Ale potem stwierdziłam, że to byłoby zbyt męczące. Na szczęście nie trzeba studiować, aby rozwijać swoją pasje. Czasami studia mogą te hobby wręcz zabić, bo jest w nich więcej wykuwania przestarzałej teorii niż potrzebnej praktyki.

    OdpowiedzUsuń
  2. O samodzielnym rozwijaniu pasji -o, to to, właśnie, w końcu od czego są książki, warsztaty? W ogóle staram się teraz przestawić na studencką organizację czasu (kolejna rzecz, do której nie przygotowało mnie 12 lat edukacji :P), co na razie wychodzi mi dość marnie, ACZKOLWIEK robię postępy :D

    OdpowiedzUsuń